ICE

W sobotę byłam u nowego fryzjera, spędziłam tam prawie 4h! Ale mam idealne włosy. Warto było :) poza tym fryzjer też niczego sobie, na początku udawaliśmy grzecznych i kulturalnych, na koniec żarty były już mocno niewybredne ;) było mega wesoło! 

Później poszliśmy na sushi, gdzie oczywiście wypadła mi żuchwa 😂 ale wymyśliliśmy, że na ósemki można założyć sprężynki i będzie działać 🤣
Dobrze mi zrobiło poznanie i spędzenie czasu z tak pozytywną osobą. 

Z soboty na niedzielę przyszło jednak załamanie. Miałam na rano podjechać do kolegów pooglądać mecz tenisa, ale nie miałam ochoty wstać z łóżka. Zamiast o 9.30 rano dojechałam do nich o 18. Był tylko kolega z synkiem. Starałam się śmiać i bawić z dzieckiem, bo przecież nie będę wtedy opowiadać co się dzieje.

Zrobiliśmy wojnę na poduszki biegając po całym domu waląc się poduszkami i łaskocząc. Było to bardzo pomocne. A dzieciak jest po prostu boski!

Później dojechał drugi kolega i na dzień dobry uderzyłam go poduszką. Marudził później cały wieczór, że to było głupie i boli go teraz głowa. Następnego dnia głowa bolała nadal, więc zrobił rezonans. Nic nie wyszło. Kolega się do mnie nie odzywa... trudno. Może i nie było to za mądre, ale dzieciak dostał ode mnie mocniej, przewrócił się na kanapę i złapał dwie poduszki, wstał i mnie gonił. Kolegę przeprosiłam 5 razy, bez odzewu. 

Gdy obolały kolega odjechał, a chłopca zabrała do domu jego mama, zwierzyłam się pierwszemu koledze. Popłakałam się. Na szczęście nie usłyszałam tekstów typu 'będzie dobrze', tylko dał mi rzeczywiste wsparcie. I chusteczkę 😉

W poniedziałek byłam już silniejsza💪🏼☺️

Cieszę się z ludzi, którzy mnie otaczają. Są dla mnie tak dobrzy... czuję się aktualnie cholernie słaba i niesamowicie mocna. Słaba ze względu na sytuację, mocna dzięki ludziom z mojego otoczenia. 

Wczoraj pojechałam na badanie krwi. Kolejną noc nie mogłam spać, więc uznałam, że wykorzystam poranek. Zaparkowałam na górce. Poszłam na badanie i, gdy wracałam, wchodząc na tą piekielną, oblodzoną górkę, poślizgnęłam się i upadłam... karma wraca, kolego. Z ziemią spotkałam się kolanem i obiema dłońmi. Głowa wykonała whiplash. Ból był nieziemski. Pojechałam do domu i wzięłam tabletki przeciwbólowe... na rehabilitacji dowiedziałam się, że szyja sztywna - mięśnie były bardzo napięte od zbyt dużego ruchu i kolejnego naciągnięcia więzadeł. 

Dziś obudziłam się z silnym bólem głowy i ramienia. Rzepka, mimo podwichnięcia, nie bolała. Najpierw miałam wizytę w sądzie (jako pokrzywdzona, nie oskarżona), a później leciałam na rehabilitację. Tam dowiedziałam się, że bark jest zwichnięty, poza stawem i łatwo go wsadzić i wyciągnąć ze stawu (mocniej niż zwykle).  

Podczas relaksacji mięśni starałam się gadać, byle nie myśleć o bólu... resztę dnia przeleżałam. Wciąż boli, bardzo. I chce mi się spać, mimo wczesnej pory... 

Niech mnie ktoś przytuli 🐴 i choć na chwilę zdejmie ze mnie ten ból.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jeszcze jeden oddech...

Shunt, stabilizacja kręgosłupa, bomba, fluoroskopia....

Miesiąc po operacji TOS